PRACE KONKURSOWE ŚWIAT Szwecja w jeden dzień – praca konkursowa Klub Podróżników2019-03-2606 wyświetlenia Szwecja w jeden dzień czyli Karlskrona naszymi oczami Iwona Zielińska-Buta Jestem właśnie w trakcie urlopu, 9 dni na wyjeździe już za mną (co oczywiście nie oznacza , że mam czas 🙂 ale podobno na twarzy jestem wypoczęta … ha, ha, ha) Część urlopu spędziliśmy na północy Polski tj. Kaszuby, Gdańsk i przez chwilę Szwecja … i o niej właśnie będzie słów kilka Wypłynęliśmy promem o 21.00 . Kiedy tylko weszliśmy na pokład słoneczny spojrzałam na szalupy ratunkowe, pojemniki z kamizelkami i od razu pomyślałam … Tittanic ….. i żeby tylko w razie co miejsc w szalupach starczyło, i żebyśmy tylko szczęście mieli , bo zdrowie na razie mamy … potem sprawdziłam czy głowa Marcyśki nie zmieści się między szczebelkami okalających pokład balustrad … uff, nie zmieści się … no i wyluzowałam się i wtedy już mogłam podziwiać widoki pozostającej w tyle Gdyni … oczywiście z moim lękiem wysokości w tle (to było XI piętro) Na promie całkiem fajnie, choć nie mogę powiedzieć żeby tanio … może dla Szwedów, sądząc po ilości kupowanego przez nich alkoholu. Z proponowanych atrakcji byliśmy na … Mini Disco 🙂 no bo cóż poszaleją rodzice z małym dzieckiem … ale takich jak my było całkiem dużo Kabinę mieliśmy z oknem, łazienką … bardzo przytulną. Tylko to wstawanie … trzeba było ją opuścić chwilę po 6.00 rano. Moja Marcysia pije wieczorem kaszę mannę a mój patent na nią był taki … na wieczór w termosie, na rano w termotorbie z wkładem chłodzącym, w „wieczorny” termos gorącej wody z kranu (był prawie wrzątek), w to butelkę z kaszą i po takim podgrzewaniu była cieplutka 🙂 Dziecko obudzone więc na kawkę i podziwiać szwedzkie wybrzeże Z terminala autobusem nr 6 do centrum Karlskrona ok. 30 min – 20 sek bilet dla jednej osoby.Po wyjściu z autobusu (wysiada się przy skwerze obok Mc Donaldsa) poszliśmy do kawiarni Cafe TreG na tradycyjną kawę i cynamonowe bułeczki a Marcysia – fanka arbuzów, na miseczkę tegoż owocu – ok. 130 sek całość.Dalsze kroki skierowaliśmy do biura informacji turystycznej , żeby wypożyczyć rowery (tak nam powiedziano na promie) co okazało się nie prawdą ale przynajmniej dokładną mapkę dostaliśmy i info gdzie po te rowery. Bo niestety oficjalny przewodnik z promu niewiele wniósł w nasze życie 🙂Mapka poniżej … zaznaczyłam krzyżykiem w kółku gdzie po rowery 😉 Wypożyczalnia znajduje się blisko rynku głównego, przy ulicy Hantverkareg, na tyłach sklepu sportowego.czynna od 10.00 Obsługa bardzo miła, nie wymaga okazywania dokumentu tożsamości a jedynie wpisania swoich danych i nr telefonu.Koszt wynajęcia roweru na cały dzień to 100 sek. Bez problemu tez mogliśmy zostawić sobie w wypożyczalni jeden plecak (na promie nie , bo wracaliśmy drugim promem) Wypożyczenie rowerów to był świetny pomysł, bo zwiedzanie Karlskrona pieszo to moim zdaniem porażka – miasto jest rozległe i obfituje we wzniesienia a opisane w przewodniku atrakcje są mocno od siebie oddalone.Podczas jazdy na rowerach spotykaliśmy utrudzonych pasażerów z naszego promu , którzy „modlili się” żeby ten dzień już się skończył. Jeździliśmy sobie tak do 14.00, zwiedzając to co napotkaliśmy czyli … place zabaw , które mnie urzekły z miękkim podłożem , wyścielone korkiem lub ścinkami drewna , które wprost zachęcało do zdjęcia butów … co nasze dziecko robiło ekspresowo 🙂 z fantastycznymi „sprzętami” Targ rybny ze słynna „Rybaczką” i dalej brzegiem do campingu Dragso podziwiając po drodze piękne miejsca jak osiedle domków drewnianych Bjorkholmen a na Dragso wykapaliśmy się , zjedliśmy świetne lody i pobawiliśmy się na polu do mini golfa i na obiad …. zjedliśmy w restauracji Castello przy głównym rynku – łosoś z ziemniakami i surówką (mniam, mniam polecam). Za dwie porcje z piciem zapłaciliśmy 190 sek. (zdjęć nie ma 🙂 a potem dalej rowerami finałem były zakupy … w Lidlu m.in. (prosty dojazd nadbrzeżem od targu rybnego ok. 10 min.)Lubię zwiedzać Lidle w różnych krajach 😉kupiliśmy m.in. kawę Zoega (smaczna, czytałam wcześniej w internecie i to prawda), deser Soppa – coś jak sok przecierowy , nasz z owocu dzikiej róży i z borówek, chlebek, który zdaje się nazywa się polarny , w każdym razie bardzo smaczny i długo świeży – na zdjęciu poniżej no i jeszcze gofrownice ze zwierzątkami 🙂 gofry już robimy … 🙂 Żeby tradycji stało się zadość chcieliśmy tez konika Dala … w Lidlu nie było 🙂cena tej najczęściej drewnian j pamiątki wahała się od 340 sek do 600 sek (zależnie od rozmiaru konika … co też nie było współmierne do ceny 🙂W sumie kupiliśmy … magnes na lodówkę :-)za 70 sek