Wywiady Wielkie serce bijące tysiącami mniejszych admin2012-03-0805 wyświetlenia Wielkie serce bijące tysiącami mniejszych Pod koniec ubiegłego roku wsiadł do samolotu i poleciał tam, gdzie od wielumiesięcy, niezwykle zdeterminowani ludzie walczą o wolność i lepszy byt. Pilotwycieczek – Łukasz Bejster wspomina chwile spędzone wśród demonstrantów,na Placu Tahrir w Kairze. Dni, które mogą być prawdziwą lekcją życia dlamłodego Polaka. Karolina Gołda: Dlaczego ludzie wciąż demonstrują na Placu Wyzwolenia? Łukasz Bejster: Bo tak naprawdę wiele się nie zmieniło od czasu obalenia Mubaraka. Ciludzie nadal nie czują się wolni, są biedni, mają utrudnione wyjazdy z kraju. Walczą o swojąwolność, chcą tak jak my, normalnie pracować, studiować i cieszyć się życiem. Warto ichsytuację porównać do tej, którą mieliśmy w latach 80-tych w naszym kraju. Polacy też o towalczyli. Nam się udało, myślisz, że im też się uda? Myślę, że tak, ale w mniejszym stopniu niż nam. Wydaje mi się, że ktoś musi stać na czeletych ludzi. Oni potrzebują kogoś, kto będzie ich trzymał otwartą ręką, ale nie w tak brutalnysposób jak teraz. Ich przywódca musi dbać głównie o to, by mieli za co żyć, a nie o swójmajątek. Dlaczego potrzebują takiej jednej, konkretnej osoby? Wydaje mi się, że chodzi tutaj o kwestie kulturowe. Przede wszystkim ich wiara warunkujepewne rzeczy. Poza tym przez lata przyzwyczaili się do tego, że zawsze ktoś stał nad nimi zbatem. Ciężko im będzie, z trzymania w mocnych ryzach, przejść do całkowitej wolności. Dotej demokracji, w której każdy robi co mu się podoba. Dla nich to może być zbyt duży szok,chociaż nie wykluczam, że za kilkanaście lat, zaczną żyć tak samo jak Europejczycy. Miałeś okazję zobaczyć życie ludzi, którzy walczą o to wszystko. Co musi zrobić takizwykły turysta, żeby znaleźć się w miejscach, które są niedostępne? Musi mieć dużo szczęścia, umieć się zakręcić wśród pewnych ludzi i wykorzystać to, codaje mu los. To, gdzie ja się dostałem, to tak naprawdę przypadek. Gdybym wcześniej zrobiłdwie rzeczy inaczej, prawdopodobnie nie doszłoby do jednego czy drugiego spotkania i nieznalazłbym się w tych niedostępnych miejscach. Łatwo było zakręcić się wokół tych ludzi? W moim przypadku to chyba oni zakręcili się wokół mnie. Siedzieliśmy razemi rozmawialiśmy. Na tym wyjeździe nikogo o nic nie prosiłem, to mieszkańcy zaproponowalimi zobaczenie czegoś więcej. Zgodziłem się, ale na to trzeba uważać, bo czasem chcą poprostu wyłudzić pieniądze. Niektórzy odradzali Ci wizytę na Tahrir, jednak mimo ostrzeżeń, postanowiłeś go zobaczyć. Miałeś jakieś zahamowania przed wejściem na plac? Miałem spore obawy. Nie wiedziałem jak to wszystko się skończy. Gdy patrzyłem na to zdaleka, przeczuwałem, że odbędzie jakaś demonstracja. Chciałem znaleźć temat na reportaż,ale nie spodziewałem się, że uda mi się zobaczyć rzeczy, które mało kto widział. Co czułeś, kiedy już znalazłeś się w środku jednej z demonstracji? Czułem, że mam ogromne szczęście. A skoro udało mi się to zobaczyć, fajnie byłoby wrócićstamtąd i to pokazać innym. Jak wygląda to „Serce Kairu”? Niesamowicie. Jest tam mnóstwo ludzi, namiotów, transparentów, budek z jedzeniem.Większość ulic wokół placu wygląda jak w każdym większym mieście, ale oczywiściesą wyjątki. Ulica Mohammed Mahmoud jest zamknięta dla ludzi. Chodzą tam wybiórczejednostki, które nikogo nie wpuszczają. Na jej końcu wojsko postawiło mur, który miałzakończyć krwawe potyczki. Ten mur to dla Egipcjan symbol walki o wolność. Z kolei ulicęprzy parlamencie zajmują demonstranci, którzy tam koczują, śpią, jedzą, śpiewają, po prostużyją. A jak wygląda typowy dzień demonstrantów? Zazwyczaj idą spać o późnych porach, dlatego wstają koło godziny 9–10. Jedzą śniadanie,następnie część z nich idzie do pracy a część zostaje cały dzień na placu. Godziny mijają narozmowach i demonstracjach. Najwięcej ludzi gromadzi się tam wieczorem, kiedy mają jużwolne. Za coś muszą żyć, dlatego pracują normalnie. Niektórzy prowadzą interesy na placu,tam zarabiają i tam toczy się całe ich życie. Kiedy idą do pracy, zostawiają dobytek w swoich namiotach? Ciężko mówić o jakimś dobytku, to są głównie ubrania i jedzenie. Nie sądzę, żeby chcieliokradać siebie nawzajem, bo między nimi jest taka więź, stworzona z myśli, że walczą o tosamo. Nie wykluczam, że zdarzają się kradzieże, bo zawsze w stadzie znajdzie się czarnaowca, ale myślę, że takie wypadki nie mają skali masowej, tym bardziej, że zawsze jest ktośw pobliżu. Co myślałeś, kiedy widziałeś kilkunastoletnich chłopców, żyjących na placu od miesięcy? Pomyślałem, że ci ludzie są bardzo zdeterminowani do walki. Nasze pokolenie już tego niedocenia. Od zawsze żyjemy w wolnej Polsce, nie mamy większych problemów, przejmujemysię głównie tym, czy nam dobrze pójdzie na studiach, czy poznamy fajną dziewczynę albochłopaka. Uciekamy od tych prawdziwych problemów, takich jak walka o życie czy owolność. Oni muszą to wszystko przerabiać dodatkowo, bo takie zwykłe kłopoty jak nasze,też mają… Po tym wszystkim, co zobaczyłeś w Kairze, słowo „patriotyzm” nabrało dla Ciebie,młodego Polaka, innego, głębszego znaczenia? Może tu nie chodzi o sam patriotyzm, bo to słowo zawsze miało dla mnie duże znaczenie. Staram się być patriotą. Zawsze podkreślam, że jestem Polakiem i nie zamierzam się tegowypierać. Nie podoba mi się na przykład to, że coraz więcej osób tworzy zapożyczeniaz języków obcych. Jesteśmy w Polsce – mówmy polsku, jak wyjeżdżamy za granicę –dostosujmy się do innych języków. Pamiętajmy, że jesteśmy Polakami a nie biegnijmy za tymZachodem i za innymi kulturami. Skoro nie o patriotyzm, to o co chodzi?Dzięki wizycie na Midan Tahrir w końcu zrozumiałem to, co działo się w Polsce, w czasiestanu wojennego. Opowieści mojego ojca, który działał w Solidarności czy filmy, któreoglądałem na ten temat, nie docierały do mnie. Wiedziałem o co chodziło, ale nic poza tym. Co Cię najbardziej zszokowało w Egipcie? Na pewno zszokowała mnie organizacja ludzi na placu. Spodziewałem się, że zobaczę tamtaki chaos, jaki widziałem na początku wizyty w Kairze. A tu przede mną stał niezwyklezorganizowany naród. Wcześniej nie znałem żadnych Arabów a miałem do nich trochęnegatywny stosunek. Teraz wiem, że to są normalni, fajni ludzie. Wiadomo, że wszędzieznajdą się oszuści, ale nie powinniśmy od razu wszystkich traktować jak terrorystów. A co wywarło na Tobie największe wrażenie? Chyba sam fakt, że mogłem być na tym placu i zobaczyć na żywo to, co kilka miesięcywcześniej widziałem jedynie z perspektywy siedzącego przed telewizorem. Dzięki temuprzekonałem się jaka jest prawda i że to, co przekazują nam media, nieco odbiega odrzeczywistości. Dlaczego media kreują fałszywy obraz tego miejsca? Bo nie mają w tym żadnego interesu, żeby pokazywać prawdę. A niestety często pokazująprawdę wtedy, kiedy mają z tego korzyści. Egipt nie ma nic do zaoferowania, poza turystyką.Przykładowo, Libia miała ropę, więc wszyscy się nią interesowali. Egipt czegoś takiegonie ma. Dla jego władz to nawet lepiej. Im mniej ofiar, tym mniej strachu. Dane na którychopierają się agencje zagraniczne, pochodzą głównie ze szpitali. Media na tej podstawie nie sąw stanie przeliczyć ile osób naprawdę tam zginęło. Nie wierzę, że wszystko pokazują tak, jakjest w rzeczywistości. Nauczyłeś się czegoś w ciągu dwóch dni spędzonych wśród demonstrantów? Trzeba uważać komu się ufa i być pozytywnie nastawionym do ludzi, a wszelkie problemyrozwiązywać z uśmiechem. Zacząłeś bardziej doceniać nasz kraj? Tak, chociaż doceniałem go od pewnego czasu. Polacy mówią, że u nas wszystko jest złe, alewystarczy wyjechać do kilku innych krajów, żeby się przekonać, że wcale tak źle nie mamy.To narzekanie chyba wynika z naszej natury. Wiem, że każdy chce mieć jak najwięcej, jaknajlepiej, ale zacznijmy od siebie i przestańmy narzekać, bo inni mają gorzej…