Ameryka Północna Canada – Pangaea Young Explorers Albin Marciniak2011-10-1103 wyświetlenia 3 tygodnie spędzone tam, gdzie Kanada nie pachnie żywicą Zuzanna Łukasik relacja z wyprawy do Nunavut foto: Zuzanna Łukasik Mój udział w ekspedycji do położonego najdalej na północ regionu Kanady możliwy byłdzięki międzynarodowemu projektowi Pangaea Young Explorers Program. 11 lat temupodróżnik-odkrywca z RPA samotnie przemierzył Ziemię wzdłuż równika, korzystającwyłącznie z siły własnych mięśni. Dziś Mike Horn, obywatel Szwajcarii, zabiera naswe wyprawy młodzież z całego świata, realizując założenia projektu Pangaea. Są nimi:przekazanie dorastającej generacji wiedzy o otaczającym ich świecie, umożliwieniedoświadczenia jego piękna i wreszcie zaangażowanie w jego ochronę. Program zrzeszamłodych ludzi z całego świata, pozwala nawiązać międzynarodowe przyjaźnie, współpracę iosiągnąć zacznie więcej niż bylibyśmy w stanie zrobić to sami!Osią programu jest 12 wypraw zaplanowanych na 4 lata, każda do innego, fascynującegomiejsca. Do tej pory Mike zabrał nastolatków do Nowej Zelandii (Polka – Zofia Drapellauczestniczyła w ekspedycji), Indii, Pakistanu, Mongolii czy na Magnetyczny BiegunPółnocny. Każdej wyprawie towarzyszy też projekt środowiskowy, mający przybliżyćmłodych do rozwiązania problemów odwiedzanego regionu. Ponadto stale przeprowadzane sąinne projekty, realizowane we współpracy ze sponsorami projektu: m.in. firmą Geberit.Każdą z wypraw poprzedza 10-dniowy obóz treningowo-selekcyjny w Szwajcarii, podczasktórego spośród 16 zaproszonych nastolatków wybiera się ósemkę, która będzie towarzyszyłaMike’owi w ekspedycji. I tak już po raz dziewiąty ośmiu młodych, z 3 kontynentówi 6 krajów, otrzymało bilet do realizacji marzeń. A wszyscy marzyliśmy o Nunavut.Reprezentowaliśmy nie swoje ojczyzny, a całe pokolenie młodzieży w walce o ochronę Ziemidla przyszłych pokoleń. foto: Zuzanna Łukasik Droga na północ Kanada w okolicach Ottawy, gdzie powoli zlatują się wszyscy uczestnicy wyprawy, okazałasię płaska, duszna i deszczowa. Tylko ze stolicy tego ogromnego i różnorodnego państwadostać się można do Nunavut, czyli najbardziej wysuniętego na północ terytorium. Innymokreśleniem może być ‘kraina, gdzie puszka coca-coli to koszt 9 dolarów kanadyjskich’,a to znakomicie tłumaczy potrzebę zakupów, jakie zrobiliśmy jeszcze przed wyjazdem.Kilka sklepowych wózków, po brzegi wypchanych zapasami jedzenia na 3 tygodnie dla 24osób ustawiło się w kolejce do kas. To nie tylko największe zakupy mojego życia, ale takżeprawdopodobnie w historii sklepu. Następnie przychodzi nam upchać nadprogramowy bagażdo i tak już przepełnionych toreb. Rezygnujemy z dodatkowych T-shirtów czy pary spodni,zostaje tylko to, co naprawdę niezbędne w Arktyce. foto: Zuzanna Łukasik Na szczęście okazuje się, że limity bagażowe w samolotach do Nunavut zakładają przewózniebotycznych ilości jedzenia i cudem unikamy nadbagażu. Ze stolicy Kanady do jednychz najbardziej wysuniętych na północ osad ludzkich kursują samoloty dwóch linii: First Airoraz Canadian North. Wylot maszyn obu linii odbywa się w odstępie niespełna pół godziny,toteż fakt, iż nasza grupa została rozbita na dwie mniejsze nie wydaje się kłopotliwym. Wrazz trójką innych Young Explorers wsiadamy na pokład – podróż odbędzie się dwuetapowo,ponieważ dopiero z Iqaluit, stolicy regionu, dostać można się do pomniejszych miejscowości. Lotnisko w Iqaluit jest bardzo małe, ale wciąż jeszcze przypomina europejskie portylotnicze. Asfaltowe lądowisko, hala przylotów, stanowisko do kontroli pasażerów. Ci lecącydalej na północ nie są jednak poddawani kontroli. Po krótkiej przerwie znów znaleźliśmysię w powietrzu, tym razem kierując się już prosto do Clyde River, gdzie rozpocząć sięmiała dziewiąta ekspedycja programu Pangaea Young Explorers. Spodziewaliśmy się jużrychłego lądowania, kiedy jedna ze stewardess oznajmiła, że z powodu braku paliwa wClyde River, cel podróży został zmieniony i polecimy do… Pond Inlet, oddalonego o jedyne500km na północ. Na pytanie, kiedy i jak dotrzemy do Clyde oraz gdzie ew. spędzimynoc odpowiedziano nam wzruszeniem ramion. Pozostali pasażerowie nie wydawali sięzaskoczeni. Postanowiliśmy cieszyć się zapierającymi dech w piersiach widokami zza okieni zapomnieć o kłopocie. Szczęśliwie jeszcze tego samego wieczoru zorganizowano lotzastępczy i znaleźliśmy się w Clyde. Jak się okazało, jako pierwsza grupa, gdyż pozostalizawrócili do Iqaluit. Przez następny dzień warunki pogodowe (deszcz oraz mgła spowijającamiasteczko) nie umożliwiły lądowania samolotu i całą ekipą spotkaliśmy się dopiero 16sierpnia… łodź Pangaea w okoliach Nowej Zelandii Życie na łodzi W Nunavut nikt nie czeka na turystów. Tylko 3 przewodniki, wszystkie napisane w językuangielskim i adresowane do wspinaczy skałkowych, oprowadzą nas po Nunavut. Jedenz nich opisuje konieczność jak najszybszego marszu przez pierwsze pięć kilometrówlądu: tam prawdopodobieństwo spotkania niedźwiedzia polarnego jest największe. Mimoto Clyde River posiada swój hotel – rekomendacji nie słyszałam. Nasza ekspedycja jestkontynuacją przeprawy Mike’a Horna przez Przejście Północno-Zachodnie. Planujemyopłynąć Ziemię Baffina od wschodniego wybrzeża po drodze korzystając z cudów tej wyspy.Życie na Pangaei – 35-metrowej łodzi wykonanej z aluminium – jest najpewniej najbardziejekscytującym i jednocześnie najtańszym sposobem na zwiedzanie Nunavut. Pierwszego poranka, kiedy już całą grupą znajdujemy się w Clyde River pada komenda ‘allhands on deck.’ Podnosimy kotwice i z użyciem silnika ustawiamy łódź z wiatrem. Sporowysiłku, pokrzykiwania, pomyłek i 500 metrów kwadratowych żagli wykorzystuje niezwykłąsile wiatru by poruszyć imponujący jacht. Na twarzy czuję chłód arktycznego powietrza, wsercu czystą radość. Przysiadam się do przyjaciół obserwujących wodę z dziobu. Pozostajemy nieruchomi w zachwycie aż wreszcie ktoś krzyczy: niedźwiedź polarny! Niespędziliśmy nawet 10 minut na wodzie a juz spotykamy niedźwiedzia! A jeszcze tego samegodnia rozmawiałam z kobieta mieszkającą w Clyde od 8 lat i powiedziała mi, ze nie widziałado tej pory niedźwiedzia polarnego… Największym niebezpieczeństwem na trasie naszej wyprawy nie są jednak szczytowidrapieżnicy kanadyjskiej Arktyki, a… góry lodowe. Aluminium, materiał konstrukcyjnykadłuba Pangaei, nadaje łodzi właściwości bardzo przydatne w żeglarstwie po OceanieArktycznym. W sytuacji zderzenia z górą lodową metal nie załamie się, a odkształci, tylkonieznacznie wpływając na pływalność jachtu. My jednak pragniemy unikać takich przygódi dlatego każdy z załogi dwa razy dziennie staje na wachcie, kontrolując stan łodzi oraz wypatrując odłamków lodowca z północnej Grenlandii, unoszonych przez prądy morskie wokolice Ziemi Baffina. Mieliśmy też okazję stanąć na górze lodowej i poczuć, jak pływa się po wodzie… na wodzie! foto: Dmitry Sharomov Przez niekończącą się biel – przeprawa przez lodowiec Wraz z końcem mojej wachty dotarliśmy tam, gdzie Sam Fiord najgłębiej wcina się w ZiemięBaffina. W odludnym regionie Nunavut to jedno z najczęściej odwiedzanych miejsc, awszystko dzięki imponującej górze Thor, która zapewnia miłośnikom wspinaczki ponad 1200metrów pionowej skały do zdobycia. Celem naszej żeglugi nie była jednak lita skała, a lódliczący sobie jedyne 5 tysięcy lat, niemal w całości pokrywający czapą północną cześć ZiemiBaffina. Czekało nas 50 kilometrowa przeprawa przez nienazwany lodowiec. foto: Dmitry Sharomov Trudno jest mi opisać wspinaczkę przez niekończącą sie biel. Choć powiedzieć, ze lodowiecjest biały, to kłamstwo. Z czasem zaczęliśmy rozróżniać rodzaje lodu i śniegu, dostrzegaćsubtelne różnice w barwie. Jest wiele odcieni błękitu i szarości. Rdzawe, brunatne skałyznaczą miejsce, gdzie niegdyś sięgał lodowiec. Zanim dotarliśmy do czoła, musieliśmyprzemierzyć piaszczysta plażę naznaczona śladami łap niedźwiedzi polarnych, wspiąć sie pomorenie lodowca przenosząc plecaki, namioty, zapas jedzenia i oczywiście sanie, na którychz czasem cały ten ekwipunek miał sie znaleźć. Zostaliśmy wyposażeni w raki, kije orazspecjalne uprzęże, by w razie konieczności, dla bezpieczeństwa, połączyć cala grupę lina.Przed opuszczeniem pokładu Pangaei, odbyliśmy także szkolenie w zakresie użycia zestawówratunkowych. I znów, zanim udało sie nam dopasować raki i uprzęże, zanim rozdzieliliśmy miedzy siebieekwipunek, zauważyliśmy 3 niedźwiedzie na zboczu lodowca. Matka z dwójka młodych,wspinali sie po stromym stoku. Po sukcesie przeniesienia pustych sani przez morenęczołową, ciągnięcie ich, nawet obciążonych ekwipunkiem niezbędnym do przetrwania nalodowej pustyni, wydawało się łatwe. Kłopotu nie sprawiały potężne szczeliny, wyżłobioneprzez stopiony lód, ani nawet drobne wzniesienia. Do czasu. Zmęczenie nadeszło po kilkugodzinach wraz z największym wyzwaniem dnia: dwugodzinną wspinaczką po stromymstoku. Walczyliśmy nie tylko z wyczerpaniem, ale także z chęcią ciągłego robienia zdjęć.Nawet najgorsze kadrowanie nie zepsułoby piękna roztaczającego się przed nami krajobrazu! W takich chwilach człowiek czuje się bardzo mały. Otoczeni przez kilkutysięczno letnilód powoli niszczący najstarsze skały świata, wielkości mrówek na tle bezmiaru szarości.Wreszcie dochodzimy na do najwyższego punktu lodowca. Tacy mali, a jednak tamdotarliśmy; dzięki własnym siłom. 50 km później te były już na wyczerpaniu, kiedy po razostatni przenosiliśmy sanie przez morenę lodowcową. foto: Zuzanna Łukasik Noc na skale Jak już pisałam, Ziemia Baffina cieszy się w świecie sławą Mekki dla amatorów wspinaczki.Może tylko Mekka jest bardziej dostępna niż ta północna wyspa, nieprzyjazna żeglarzom.Fiord wcina się głęboko w ląd, lecz nie tworzy zatoczek, gdzie można by rzucić kotwicę. Pangaeę przymocowujemy do skały pionowo wyrastającej z wody. Kilkaset metrów kamienianad nami i tyle samo w dół. Witajcie w pionowym świecie.Celem tej części ekspedycji było zdobycie półki skalnej położonej 200 metrów powyżejlinii wody. Profesjonalni wspinacze otworzyli ścieżkę, gdy my forsowaliśmy lodowiec,teraz techniką małpowania 18 osób miało się znaleźć na szczycie skały. Zostaliśmyprawdopodobnie największą grupą jednocześnie wspinającą się po jednej ścieżce. Poczuciebezpieczeństwa wzrasta wraz z ilością osób uczestniczących we wspinaczce. Po całym dniu wspinaczki (8 punktów przepięcia na całej długości ściany, każdy z nich byłmiejscem odpoczynku – zdobywaliśmy szczyt etapowo) półka skalna z trudem mieściławszystkich uczestników, zapas wody, dodatkowe liny, 8 namiotów ścianowych (portaledge)oraz… turystyczny grill, na którym smaku nabierały kiełbaski. Wkrótce wszyscy zajadali sięhot-dogami mając przed sobą widok zarezerwowany dla tych, którzy odważyli się pokonać200 metrów przewyższenia. Canadian Arctic Expedition to Baffin island. Climbing the wall 180 mfoto: Dmitry Sharomov Przez tundrę, piasek, skały wulkaniczne Nie ma chyba rodzaju terenu, którego nie doświadczymy w Nunavut. Popularna definicjaArktyki mówi, że kraina lodu zaczyna się tam, gdzie kończą drzewa, bowiem okreswegetacyjny roślin nie pozwala na utworzenie nasion. Jednocześnie warunki klimatycznetypowe dla Arktyki występują na tym obszarze na tyle krótko, że nie wykształciły sięjeszcze gatunki roślin niepowtarzalne w żadnym innym miejscu na świecie. Spotkamy więckarłowatych przedstawicieli przyrody wysokich partii gór, nawet europejskich. foto: Zuzanna Łukasik Nie chcąc deptać roślin tundry, początkowo szukałam ścieżek wiodących przez pole pełnetraw i kwiatów. Dopiero po chwili przyszła myśl ‘zaraz, przecież tu NIE MA ŚCIEŻEK.Tutaj nikt nie chodzi!’. Flora i tym samym fauna zawdzięcza w Arktyce istnienie aktywnejwarstwie wiecznej zmarzliny, czyli tej części, która odtaja na okres letni. Jest to najczęściejpłytka warstwa gleby, umożliwiająca procesy organiczne takie jak wzrost roślin. Wiecznazmarzlina przechowuje największe na świecie pokłady węgla – szacuje się, że nawet 2/3dostępnego na Ziemi. Uwolniony w procesach organicznych przedostaje się do atmosfery inapędza efekt cieplarniany. Jest to samonapędzające się koło, wyniszczające powoli wrażliwyekosystem Arktyki. Grubiejąca warstwa aktywna wiecznej zmarzliny tworzy grzęzawiskoniebezpieczne dla reniferów. Zmienia to ich ścieżki migracyjne, przyciąga jedne gatunkizwierząt i odpycha inne. Topniejące lodowce nanoszą zarówno drobny piasek na plaże Ziemi Baffina jak igigantyczne głazy, świadczące o potędze siły wody. Ale kto spodziewałby się w tymregionie wulkanów? To one tworzą Pasmo Innuickie (Arctic Cordillera) i w dużej mierzesą to skały wulkanicznego pochodzenia. Szczyty strome, kamieniste, trudno dostępne.My postanowiliśmy zdobyć jeden z nich. Po drodze czekała nas wspinaczka przez kanionwodospadu, utworzony przez wodę topniejącego lodowca. Tego dnia rozbiliśmy obózz kamieni – zbudowaliśmy niską ściankę chroniącą nas od wiatru. Nas, bez namiotów,opatulonych w grube śpiwory, puchowe kurtki, czapki, rękawiczki. Widok rozgwieżdżonego,czystego nieba wart był nieprzespanej (z powodu zimna) nocy. foto: Zuzanna Łukasik W bliskiej relacji z Naturą Urzekająca jest dzikość Nunavut. Przemierzaliśmy kanadyjską Arktykę przez 3 tygodnie itylko dwukrotnie spotkaliśmy innych ludzi, a było to, gdy zawinęliśmy do ‘przystani’ dwóchz dwudziestu sześciu miejscowości w obrębie ponad 2 milionów kilometrów kwadratowych.Osady nie są połączone żadnymi drogami (poza morską i powietrzną, ale na takie podróżemało kto może sobie pozwolić) i, mimo że ukształtowane przez tą samą trudną ziemię, różniąsię między sobą niezwykle. Najwyraźniej owe różnice oddają wierzenia medycyny ludowej:w niektórych miejscowościach uważa się że okłady z foczego tłuszczu uśmierzają bóle, a winnych mają pomagać na krwotok. Inuici to jedyna narodowość, która zdołała przetrwać w Arktyce przez wieki mimo brakuzdobyczy cywilizacyjnych w europejskim rozumieniu tego słowa. Mieli za to własneosiągnięcia, jak np. konstrukcja kajaku, umożliwiająca polowanie na wodach OceanuArktycznego, lub też sposoby łowieckie pozwalające schwytać foki w okresie zimowym,kiedy te pływają pod powierzchnią lodu, wynurzając się tylko z rzadka, by zaczerpnąćpowietrza przez tzw. ‘dziury oddechowe’ (breathing holes). Dzisiaj świat Inuitów nie przypomina już tego sprzed kilkudziesięciu lat. W społeczeństwieludów Arktyki zaszły niewyobrażalne zmiany. Tę samą społeczność stanowią starsi ludzie,wychowani w namiotach nomadów (wykonane ze skór renifera zwanego caribou, lub igloo),przyzwyczajeni do klarownych podziałów obowiązków pomiędzy członkami rodziny, którychprzetrwanie uzależnione było od wyniku polowania; ale i moi równolatkowie, mieszkający odurodzenia w ogrzewanych domach europejskich standardów, fani coli i słodyczy, uzbrojeniw najnowocześniejszy sprzęt multimedialny. Skutery śnieżne i quady zastąpiły psie zaprzęgi,ubrania z goreteksu nieprzemakalne focze skóry. Nie ma też wzajemnego zrozumieniapomiędzy pokoleniami.